Więzienie [tekst własny] [W]

Peegy

Nagły dreszcz budzi mnie.
Co się dzieje?
Gdzie ja jestem?
Wokół mnie ciemność,
Cisza,
Spokój.
Przypominam sobie co się dzieje.
Nadal tutaj.
Nadal w tym więzieniu.
Ile czasu już minęło?
Tego nie wiem...
Ile czasu temu światło widziałam?
Wiele..
A może i niewiele?
Z głodu czas się ciągnie...
Może tydzień?
Wyciągam rękę.
To samo co zawsze...
Zimne sklepienie.
Czuje kamienie tak odpychające,
A zarazem tak proszące o przebicie ich.
O wydostanie się na świat...
Czy kiedykolwiek stąd ucieknę?
Odpowiedź brzmi tak...
Uciekam codziennie.
W snach jestem tam.
Na powierzchni.
Zamykam oczy,
I wyobrażam sobie jak świat ku mnie kroczy...
Nagle jakiś dźwięki!
Bum! Bum! Bum!
Cóż to?
Czy to ma wyobraźnia?
Czy śnie już na jawie?
Nie to prawda...
Łup! Łup! Łup!
To dobiega z powierzchni.
Nagle mała strużka światła.
Potem większa.
Ale zarazem nadal mała.
Zbyt mała żeby się wydostać.
Słyszę podniecona głosy.
Podniecona i przestraszone.
Wyciągam rękę.
Tak blisko,
I tak daleko...
Wtem ciemność znów zapada.
A ja już nic nie czuję...