Forum www.teatrzyki.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

65 Igrzyska Głodowe

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.teatrzyki.fora.pl Strona Główna -> Igrzyska Śmierci
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sophie
Rita S.



Dołączył: 15 Gru 2010
Posty: 88
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Julia

PostWysłany: Pią 16:35, 11 Mar 2011    Temat postu: 65 Igrzyska Głodowe

Dożynki do 65 Igrzysk Głodowych w państwie Panem właśnie się rozpoczęły!

Dożynki - Co roku wszystkie dzieci z dystryktów w wieku 12- 18 lat zostają podzielone na grupy wiekowe i stłoczone w jednym miejscu, by tam oglądać przebieg całej „imprezy” podczas której wybiera się w losowaniu dwoje z nich, które będzie musiało stoczyć walkę na śmierć i życie na arenie Kapitolu. Są dwie kule w których znajdują się wszystkie nazwiska młodzieży, w jednej chłopców w drugiej dziewczyn. Do przybycia na dożynki zmuszani są wszyscy mieszkańcy dystryktów. W ten sposób chce im się przypomnieć o tym, że podlegają Kapitolowi i powinni być jemu posłuszni. ”Haracz” w postaci dzieci ma również za zadanie przestrzec ludność przed buntem i przypominać im corocznie, kto tu rządzi.

Więc wreszcie zaczynamy nasze RPG...
Rozpoczynamy od opisu dożynek w swoich dystryktach. Chyba wszystko jasne, co nie? Co się będzie działo potem, to się dowiecie... W odpowiednim czasie. Razz
W razie jakiś pytań proszę pisać do mnie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sophie dnia Pią 16:37, 11 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
laniette
Uwodzicielka



Dołączył: 04 Sty 2011
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Julia

PostWysłany: Czw 22:41, 21 Kwi 2011    Temat postu:

W drugim dystrykcie niebo było zachmurzone, Kaya przeciągnęła się jak kot. Pomiędzy nią spali jej bracia. Łóżka były złączone Kaya lubiła swoich braci i nie chciała się z nimi rozstawać nawet na noc, szczególnie jeśli w perspektywie były dożynki. Kaya jęknęła
- Dożynki- powiedziała siadając i gapiąc się przed siebie
Jej bracia podnieśli się i spojrzeli na nią. Dla nich były to ostatnie dożynki, przed Kayą jeżeli dobrze pójdzie jeszcze kilka nerwowych poranków.
Kaya wstała i powlokła się ponuro do łazienki. Teoretycznie nie ma się co stresować, nie musiała brać astragali, jej rodzina jest w miarę bogata. Jest prysznic i ciepła woda. Pełen luksus. Zrobiła sobie warkocza i podwinęła go upinając z tyłu głowy luźno trochę jak kok. W uszy wsadziła sobie kolczyki, malutkie perełki, które są w rodzinie od pokoleń. Matka zdjęła je i dała Kayi jak ją zabierali. Od tamtej chwili w ważne wydarzenie kolczyki zawsze są w jej uszach, przypominają jej mamę.
Ubrała swoją najlepszą jedyną sukienkę. Czerwoną, obcisłą, krótką i bardzo seksowną. Lepiej dmuchać na zimne, kapitalończykom podobają się ładni, seksowni ludzie. Poza tym sukienka była po mamie.
Bracia również byli ubrani w eleganckie ciuchy. W białych rozpiętych koszulach wyglądali przystojnie i nie dało się ich poznać. Z resztą jak zwykle. Tata zatrzymał ich przy drzwiach poprawiając uczesanie i wygładzając koszule. Spojrzał na Kayę i powiedział:
-Wyglądasz pięknie
Rodzina wyszła na dwór. Było ciepło, ale zapowiadało się na burzę. W miarę zbliżania się do rynku tłum gęstniał. Plac był wielki na środku siedziała Narcyza wymuskana blondynka z Kapitolu, prowadząca dożynek. Obok niej tegoroczni mentorzy, ciemnowłosa Harper zwyciężczyni sprzed 7 lat i jasnowłosy Samuel zwycięzca sprzed dwóch lat.
Atmosfera była dość napięta Kaya uścisnęła braci i ojca i udała się do swojej 'zagrody'. Stanęła obok Mary i złapała ją za rękę. Mary była blondynką o kręconych włosach. Miała wyjątkowo zielone oczy w które można było się patrzeć godzinami. Mary miała młodszego brata Pancha i wiem, że strasznie się o niego martwiła.
- Dodzy, droszy paaaństwo- Narcyza zaczęła śpiewnym głosem, mówiła jakby śpiewała, uśmiechnięta i pełna wigoru- zaczynamy tegoroczne dożynki, oh nie umiem się doczekać.
Kaya poczuła, że Mary przytula się do niej, Kaya sama miała nogi jak z waty. Serce tłukło jej się w piersi i miała złe przeczucia.
- Drodzy państwo jak nakazuje kultura zaczniemy najpierw od pań! Proszę bardzo losujemy!
Narcyza zanurzyła rękę w szklanej kuli i wyciągnęła karteczkę, z samego dołu. Powiedziała śpiewnym głosem:
-Kaya Pervett, brawa dla niej!
Kaya poczuła falę gorąca, w uszach zaczęło jej brzęczeć. Obok niej Mary wybuchła płaczem i przytuliła ją.
- Kaya, oh Kaya- szlochała
Uwolniła się z jej objęć i podeszła do sceny, nogi jej się trzęsły i ledwo weszła po schodach. Za sobą ciągle słyszała szloch Mary. Narcyza uszczęśliwiona uścisnęła ją.
-Jeszcze raz wielkie brawa dla tegorocznej trybutki!
Rozległy się skąpe brawa. Kaya odnalazła wzrokiem zagrodę dla osiemnastolatków. W niej nikt nie klaskał, Arnold i Nico mieli ten sam zdruzgotany wyraz twarzy. Kaya z całych sił starała się nie rozpłakać.
Narcyza wylosowała kolejnego trybuta. Kaya nie znała go, kamień spadł jej z serca, że nie był to ani Arnold ani Nico. Po otrzymaniu kolejnych oklasków Kaya i nieznajomy trybut zostali wprowadzeni do pałacu sprawiedliwości. Był to wpsaniały budynek. Kaya usiadła na wielkiej kanapie i czekała na najgorsze.
Pierwsza wpadła Mary. Kaya rzuciła się w jej objęcia. Kochała ją i nie mogła się nie rozpłakać. Jednak tego nei zrobiła chociaż łzy cisnęły jej się do oczu. Po obietnicach starania się o zwycięstwo i pożegnaniu Mary została wręcz wyrwana z ramion Kayi i wyprowadzona. Trybuutka zaczęła ciężko dyszeć, było tego za dużo na jeden dzień, stanowczo.
Kolejni zjawiają się ojciec i bracia. Wszyscy obejmują się. Rzadko zdarza się widzieć płaczących bliźniaków, ale tym razem nerwy wszystkich zawodzą. Okropne pożegnania, kolejne przyrzeczenia.
-Będę za wami strasznie tęsknić-powiedziała wtulona w rodzinę- tato może spotkam mamę
Ten pomysł podniósł Kayę na duchu. Ostatni raz widzi swoją rodzinę, ale może chociaż zobaczy matkę?
W końcu Kaya wychodzi na dworzec wśród kamer stara się wyglądać na pewną siebie i udaje jej się to. Wsiada do pociągu żegnając się z drugim dystryktem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Peegy
Artystka
Artystka



Dołączył: 12 Gru 2010
Posty: 168
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Żywiec

PostWysłany: Pią 13:47, 22 Kwi 2011    Temat postu:

W sadzie słońce delikatnie prześwitywało spomiędzy liści jabłoni. Wiatr lekko targał trawę i włosy Adrianny. Choć nie powinno jej tu być. Zwykle trzymała się zasad i takich tam ale to był wyjątkowy dzień a mianowicie dożynki. Nikt w dystrykcie ich nie lubił. Każde dożynki wywoływały wielką grozę wśród rodzin. Nigdy nie wiadomo u kogo większą - czy wśród dzieci, które mogą być wylosowane czy wśród rodziców, którzy mogą stracić swoje dzieci. Chyba u wszystkich taka sama. Jednak Adrianna widziała w tym także niewielkiego plusa: może brać astragal. Może i ma przez to dodatkowe losy ale za to mają też choć odrobinę dodatkowej żywności. Może i nie jest u nich z tym tak koszmarnie, żeby groziło śmiercią głodową ale też nie jest jakoś świetnie, żeby chodzili codziennie przez cały dzień najedzeni.
Adrianna spojrzała na słońce, które nie było najlepiej widoczne przez konary drzew ale mogła mniej więcej zobaczyć, w którym miejscu się znajduje. Było około dziesiątej. Powinna się zbierać.
Kiedy wymykała się z sadu prawie została nakryta przez Strażników Pokoju, na szczęście udało się jej w ostatniej chwili wspiąć na jabłoń. Nie była to najlepsza kryjówka ale jakoś jej nie zauważyli. Była dość zdziwiona z tego powodu. Dopiero po chwili zorientowała się, że to Colin i Sam. Lekko mówiąc, najbardziej mułowaci Strażnicy Pokoju w całym Jedenastym Dystrykcie. Na szczęście ani władze anie Kapitol nie mają zamiaru ich usuwać stąd. Kiedy już obaj oddalili się Adrianna bezszelestnie zsunęła się z drzewa. Jak większość dzieciaków w jedenastce perfekcyjnie wspinała się po drzewach choć ona wyjątkowo cicho. Nie brała sobie tego jako jakąś wielką umiejętność. Po prostu jak była mała lubiła się po nich wspinać i jakoś tak się wyuczyła.
Kiedy doszła na obrzeża miasta spostrzegła, że nie ma tu zbyt dużego ruchu. Jak zwykle kiedy są dożynki. W sumie to nawet się z tego cieszyła bo bez wątpienia komuś mogłoby się wydać dziwne, że w taki dzień wraca od strony sadu. Ale nawet wtedy by się tym nie przejęła. Ludzie nie są tu skłonni do skarżenia za co jest im bardzo wdzięczna.
Kiedy doszła do swojego domu ujrzała stojącą w oknie Lauren. To jej pierwsze dożynki. Mała ucieszyła się na jej widok i zaczęła do niej machać. Adri też się uśmiechnęła i odmachała. Jak tylko przekroczyła próg Lauren zjawiła się obok niej.
- Gdzie byłaś? - zapytała ciekawie. Nie jakoś wścibsko czy coś. Po prostu chyba była ciekawa.
- A tu i tam. Musiałam się przejść - odpowiedziała ale potem bezgłośnie wymówiła słowo "sad".
Mała pokiwała głową i się uśmiechnęła. Praktycznie Adrianna mówiła jej o wszystkim.
- Dobra, teraz przydałoby się ubrać jakoś, nie? - powiedziała już niebyt entuzjastycznie. Nienawidziła sukienek, makijażu (choć na niego nie można liczyć w ich stanie pieniężnym) i wszelkich ozdóbek typu kolczyki czy coś. Niestety jej mama uwielbiała to wszystko...
- E, tam. Przeżyjesz jakoś tych kilka chwil - powiedziała jej siostra.
- Tia... Dzięki za pocieszenie.
- Zawsze do usług - powiedziała mała szczerząc zęby.
Obie skierowały się w stronę salonu, który pełnił rolę także jadalni, gdzie spotkały ich mamę.
- O, wróciłaś w samą porę. Wkładaj tą sukienkę. - powiedziała uśmiechając się i podając jej jakąś "kreację".
Adrianna westchnęła i skierowała się do łazienki. Kiedy się już przebrała poszła znów do salonu i ujrzała swoją siostrę i mamę także już w swoich sukienkach.
- Lauren, idź założyć już buty - powiedziała mama.
Adrianna także automatycznie się udała założyć swoje buty ale mama ją zatrzymała.
- Ty poczekaj - powiedziała.
Adri była trochę zdziwiona ale przystanęła.
- Sunny, mam coś dla Ciebie. - powiedziała matka.
Ok... To już jest dziwne... Pomyślała kiedy jej matka podała jej jakąś bransoletkę. Miała do siebie przyczepionych kilka rzeczy: drzewo, słońce i jakby falę a wszystko to było chyba ze srebra i było umieszczone na czarnym rzemieniu. Adri od razu rozpoznała tę bransoletkę. Nosiła ją jej starsza siostra zanim została zabita.
- Czemu mi to dajesz? - pyta się zdziwiona.
- Chciałam Ci to dać w przyszłym roku kiedy byłabyś mniej więcej w jej wieku ale postanowiłam już teraz. Mam nadzieję, że będziesz ją nosić - powiedziała uśmiechając się.
- Będę. - Ada także się uśmiechnęła i poszła wkładać buty.
Nagle zorientowała się, że kogoś im brakuje.
- Gdzie tata?
- Poszedł odwiedzić Georga i życzyć jemu i jego synowi dużo szczęścia. Dołączy do nas na placu.
Sunny pokiwała głową, założyła buty i wyszła na zewnątrz. Udały się wszystkie trzy na plac kiedy tam dotarły Adrianna uścisnęła Lauren.
- Powodzenia - powiedziała do małej.
Nie wyobrażała sobie jak ta dziewczynka mogłaby trafić na Igrzyska.
Udała się do swojej grupy wiekowej. Zobaczyła tam swoją przyjaciółkę Caroline. Udała się w jej kierunku.
- Co tam?
Caroline spojrzała na nią niezbyt wesołym wzrokiem. Adri wiedziała o co chodzi. Caroline miała świadomość, że jeśli zostanie wylosowana będzie to wręcz kara śmierci dla jej brata i matki.
Jej matka była, lekko powiedziane, w szoku po tym jak straciła męża i pierwszego syna. Trwa to już od dobrych kilku lat. Caroline jest jedynym żywicielem rodziny. Niestety z jej młodszym bratem też nie jest najlepiej. Jest dzieckiem cofniętym w rozwoju i nie poradził by sobie bez niej. Dla Sunny oni (Caroline, jej matka i brat) są jak rodzina. Po śmierci siostry spędzała u nich dość dużo czasu a właściwie prawie całe dnie. Nadal ma z tego powodu wyrzuty sumienia.
Na scenę weszła Ramona. Dość wysoka kobieto o blond włosach długich do ramion i strasznie ostrym makijażem, którego tematem przewodnim jest oczo...[domyśl się] kolorem różowym. Nagle przemówiła słodziutkim, piskliwym głosikiem.
- Drodzy państwo! Cóż za wspaniały, emocjonujący, najlepszy w roku dzień!
- Kobieta jest chyba uzależniona od epitetów. - mruknęłam do Caroline, która się uśmiechnęła.
- A więc, może przejdziemy do tego wspaniałego i niesamowitego sedna czyli... Losowania! A więc, jak ta zacna tradycja nakazuje zaczniemy od naszych kochanych dziewczynek!
- Matko... Masz rację. Nie spojrzę na słodycze przez miesiąc. - mruknęła do Ady Caroline.
Sunny też się uśmiechnęła.
- A więc, moi drodzy, kochani, wspaniali państwo, losujemy! - jej dłoń opadła do kuli z losami.
Trochę tam pogrzebała, pogmerała aż w końcu wyciągnęła los. Spojrzała na niego i krzyknęła do mikrofonu.
- Adrianna Walker!
Adri przez chwilę myślała jak bardzo współczuje wylosowanej osobie kiedy nagle dotarło, że to ona nią jest. Caroline spojrzała na nią zdziwionym i przerażonym wzorkiem.
- Sunny... - tylko wyjąkała jakby chciała coś powiedzieć ale była zbyt zszokowana, żeby to zrobić.
Adrianna spojrzała na nią takim wzrokiem jakby tą ją chciała pocieszyć i odrobinę się uśmiechnęła.
- Spokojnie - powiedziała i udała się w kierunku sceny.
Słyszała szepty. Nagle usłyszała tupot jakiś stóp za nią. Odwróciła się i ujrzała Lauren. Biegła ku niej. Adrianna uklęknęła i wyciągnęła ręce ku niej by ją przytulić. Lauren wpadła w jej ramiona.
- Będzie dobrze mała. - powiedziała kiedy nagle Strażnicy Pokoju podciągnęli ją do góry i zaciągnęli w kierunku sceny.
- Dojdę tam sama - warknęła i wywinęła się z ich uścisków.
Skierowała się w kierunku sceny. Kiedy tam wchodziła nogi się jej trzęsły. Ramona spojrzała na nią.
- Oh, jaka wspaniała, śliczna, niesamowita dziewczynka się nam wylosowała - powiedziała w skowronkach - A teraz chłopak! - krzyknęła i zaczęła losować z kuli przeznaczonej dla płci przeciwnej - Alexander Arrowsmith!
Adrianna przeżyła lekki szok słysząc takie imię. Za bardzo kojarzyło jej się z jej siostrą.
Wylosowany chłopak był dość wysoki, miał kruczoczarne włosy i ciemnozielone oczy. Był dość przystojny. Przyjął wiadomość z kamienną miną. Nikt za nim nie płakał, nie wołał ani nic. Sunny nie za bardzo go kojarzyła, chyba był starszy o rok o ile się nie myli. Kiedy wszedł na scenę zdawał się być jak zaprogramowany. Ni garbił się, nic nie mówił, nawet jego wyraz oczu się nie zmienił.
Strażnicy Pokoju skierowali ich do pomieszczeń, w których będą mieli czas na pożegnanie. Jako pierwsi wbiegli do tego pokoju jej rodzice i siostra. Od razu rzucili się sobie w ramiona. Praktycznie w ogóle się do siebie nie odzywali. Kiedy jej rodzina musiała wyjść przyszła Caroline.
- Mogłam zgłosić się na ochotniczkę... Ale... Byłam w takim szoku... - wyjąkała dziewczyna załamującym się głosem. Usiadła na kanapie i zaczęła płakać. Adrianna przysiadła obok niej.
- Nie martw się. Nic mi nie będzie. Poza tym, tylko byś spróbowała się zgłosić to nie wiem co bym Ci zrobiła. - powiedziała uśmiechając się.
Dziewczyna podniosła głowę.
- Tiaa... Współczuję Ci także z powodu całej tej Ramony...
- E, tam, nauczę się kilku nowych przymiotników.
- Jak zwykle, Sunny... - nie zdążyła dokończyć bo wparowało dwóch Strażników Pokoju i zabrało ją.
Potem już tylko musiała udać się do pociągu. Zobaczyła tego drugiego chłopaka. Jego wyraz twarzy nadal był niezmieniony. Jakby nic nie czuł. Potrząsnęła głową i wsiadła do pociągu. Spojrzała prawdopodobnie ostatni raz na swój dystrykt.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Peegy dnia Pią 13:51, 22 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sophie
Rita S.



Dołączył: 15 Gru 2010
Posty: 88
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Julia

PostWysłany: Pon 19:37, 13 Cze 2011    Temat postu:

Rose wygładziła sukienkę koloru morskiego, przyglądając się w lustrze. Materiał cicho zaszeleścił. Jej matka trajkotała nerwowo. Nie zwracała na to zbytniej uwagi, tylko pomrukiwała potakująco lub przecząco w odpowiednich momentach. Rozumiała jej intencje. Mama starała się uspokoić zarówno siebie jak i ją, chociaż jej głos zdradzał, wszystkie szarpiące nią emocje.
-Mamo…- Rose szukała z matką kontaktu wzrokowego, mimo że tamta starała się nie patrzeć jej w oczy. Dziewczyna westchnęła cicho. -Musimy iść…
-Masz swój talizman? – Dziewczyna automatycznie sięgnęła ręką do naszyjnika ukrytego pod sukienką. Była na nim powieszona czarna perła, która własnoręcznie wyłowiła jak była małą dziewczynką. Promienie słońca wpadające przez przestronne okno, ‘liznęły’ jej dłoń, w której trzymała perłę. Po ścianach zatańczył zielono-niebieski refleks.
Rose zacisnęła dłoń. Musiała ukrywać swój skarb, bo inaczej Strażnicy Pokoju ukaraliby jej rodzinę za przywłaszczanie sobie własności Kapitolu.
-Nie zapomnij go wziąć! – powiedziała jej matka wychodząc z pokoju.
-Dogonię Cię mamo…
Rose zdjęła naszyjnik. Nie uważała jak matka, że jakaś materialna rzecz może ją ‘chronić’. Nie była przesądna i przede wszystkim wolała nie ryzykować.
Kiedy wychodziła z domu, prawie wpadła na swoją matkę.
-Zapomniałam czegoś – mruknęła tamta mijając ją.
Rose ruszyła samotnie na plac. Na podeście ustawianym (przeważnie) raz do roku siedział już Fennick zeszłoroczny zwycięzca Głodowych Igrzysk. Miał teraz jechać do Kapitolu jako mentor wybranych trybutów. Stał tam także burmistrz, który próbował pomóc wejść Mary na podest, ale ona go odepchnęła i energicznie poszła na swoje miejsce.
Rose stanęła w swoim przedziale wiekowym. Mało kto brał tutaj astragal, więc nikt nie był bardziej pewny od innych. Wszyscy mieszkańcy 4 dystryktu już zebrali się na placu. Mało kto tu chorował, bo dzieci były hartowane od początku. Spartańskie wychowanie… Przemknęło Rose przez głowę. Ktoś tak kiedyś powiedział… Cokolwiek to znaczy…
Powietrze było naelektryzowane od negatywnych emocji, głównie strachu. Młodzież poruszała się nerwowo, co w końcu zaczęło udzielać się Rose. Czyste szaleństwo. To graniczyło z abstrakcją, stanie tutaj i obserwowanie tego wszystkiego… A raczej branie w tym udziału..
Na podest wkroczyła nowa prowadząca tupiąc obcasami. Była tu dopiero pierwszy raz, bo kobieta, która przyjeżdżała do ich dystryktu przez wiele lat, przestała wyglądać tak młodo i idealnie, jak się tego Tam oczekuje. Ta dziewczyna była młoda, nie miała więcej niż 30 lat. Gdy szła do mównicy, jedna z ultra wysokich szpilek utknęła w szparze między deskami. Jej twarz nawet nie drgnęła, mocno pociągnęła nogę i ruszyła dalej.
-Życzę wam szczęśliwych Głodowych Igrzysk! Jestem tak szczęśliwa, że mogę być tu z wami! – Zaczęła szczebiotać do mikrofonu, nienaturalnie entuzjastycznym głosem.- A teraz rozpoczynam wybieranie trybutów. Są może jacyś ochotnicy? – Uśmiechnęła się zachęcająco, ale nikt się nie zgłosił. Jak co roku. Nikt nie chciał iść w zasadzie na pewną śmierć.
Przez chwilę trwała całkowita cisza. Prowadząca złożyła dłonie jak do modlitwy.
-No nic, rozpoczynamy losowanie! Jak wiadomo panie mają pierwszeństwo! – Wiele osób wstrzymało oddech, gdy podchodziła do misy z losami. Przemieszała je długimi palcami. Jej ruchy dłoni obserwowali z napięciem wszyscy obecni. W końcu po sekundach, które dosłownie ciągnęły się w nieskończoność, wyciągnęła złożoną karteczkę i wróciła do mównicy tupiąc.
-Przywitajmy gorącymi brawami pierwszego trybuta! – Jej chory entuzjazm zaczął działać Rose na nerwy. – Rose Bray!
Ktoś popchnął ją i wystąpiła o krok z szeregu. Kamery szybko odnalazły ją w tłumie i zobaczyła kątem oka, swoją zaskoczoną twarz na wielkich ekranach porozwieszanych na placu. CO?!
Zmusiła się do ruchu i trochę mechanicznie doszła do podestu. Żadne brawa się nie rozległy. Nigdy nie klaskano, był to cichy protest. Za to prowadząca darła się do mikrofonu, potrząsając teraz ręką Rose.
-Wielkie brawa! Gratulacje dla Rose!
Potrząsnęła jej ręką, coś mówiąc, ale ona nie słyszała. Czuła całkowitą pustkę. Przerażenie jeszcze się przedarło się do umysłu, tak jakby nie rozumiała co się właśnie stało.
Spojrzała na tłum, a może cały czas patrzyła? Ale teraz jedyne to widziała to twarz matki, powtarzającej słowo „Nie…”. Łzy spływały ciurkiem po policzkach, robiąc ciemne plamy na bluzce. Zakryła twarz dłońmi.
Żołądek Rose ścisnął się w supełek. Nieprzytomnie spostrzegła, że stoi obok niej jakiś chłopak. Drugi trybut…
Jak otępiała czekała na koniec transmisji. Potem ktoś złapał ją pod ramię i zaprowadził do ratuszu do pokoju „Ostatnich spotkań”…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.teatrzyki.fora.pl Strona Główna -> Igrzyska Śmierci Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin